Kair. Zostawilismy na koniec podrozy po Egipcie. W sumie dobrze bo po wizytach w oazach wydal nam sie oderwany z calosci mistycznych historii i Sahary. W hotelu na osmym pietrze obudzilo mnie pianie koguta. Myslac, ze mam halucynacje otworzylam okno i zobaczylam calkiem pokaznych rozmiarow ... kurnik :-) Potem spacerujac po zakazanym miescie juz nic mnie nie dziwilo. Misterne meczety, furmanki pedzace pod prad glowna ulica oraz male kawiarenki z szisza. No i super zdziwienie co do piramid, pod ktore podjechalismy od strony miasta i jak dla mnie to wygladaja tak jak by byly ulokowane na warszwskim Ursynowie. Miliony turystow, McDonald i naganiacze na przejazdzki wielbladami. Po podrapaniu Sfinksa pod broda czas bylo wracac do domu :-)
Czyli jednak wakacje były:) I to jakie!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, te piramidy na przedmieściach :)))
OdpowiedzUsuńMi się Kair spodobał, choć to moloch pełen ludzi, chociaż na bazarze albo mnie wszyscy zaczepiali przyjaźnie dopytując skąd jestem, a z drugiej strony jakiś tragarz bezpardonowo przyłożył mi dyszlem od wózka przepychając się przez tłum, chociaż duszno, gorąco i głośno. Ale jednak coś w nim jest :)
I jeszcze przemili ludzie!
@Monika, to tylko wspomnienia. Wakacje w planach na koniec pazdziernika. Ale juz powoli odliczamy ;-)
OdpowiedzUsuń@Ewa, bazary kolorowe i egzotyczne i kawiarenki z kawa z kardamonem, nowo zawarte znajomosci tez milo wspominam. Kair zwiedzalismy z przyjacielem ktory na stale mieszka w tym miescie. Tylko glowna atrakcja pelna turystow i naganiaczy jakos pozostawila niedosyt.
Nie trafiłam na Twój Egipt wcześniej :), a takich migawek mi nigdy dość.
OdpowiedzUsuńMy odwiedzaliśmy piramidy bez tłoków, co nawet dziwne, ale za sprawą burzy piaskowej ;)