Masajowie. Zbaczajac z glownej drogi w tumanach kurzu dotarlismy do wioski. Tylko niektore sa otwarte dla turystow. Zakupilismy bilet wstepu co wydalo nam sie nieco surrealistyczne, ale w zamian dostalismy przewodnika mowiacego po angielsku ktory zaproponowal pokazac nam jak mieszka on i jego rodzina.
Czerwony kolor odstrasza lwy i przyciaga turystow.
Taniec Adumu na powitanie w wiosce.
Nasz przewodnik i zaproszenie w jego skromne progi.
Oprowadza turystow wiec jest bogaty, stac go aby miec kilka zon. Ponizej na zdjeciach dwie zony prowadzace dodatkowy biznes wiosce.
Dodatkowy biznes = gadzety dla turystow:
Kolejny punkt programu. Szkola. Dzieci zbieraja sie w srodku na zawolanie przewodnika i o ile pojawia sie w wiosce turysta. Mielismy jednak nadzieje, ze oprocz bycia atrakcja turystyczna dzieci maja tez jakies normalne lekcje i czegos sie ucza.
Przed wyprawa do Afryki czytalismy duzo ksiazek na temat czarnego ladu. Legendy o wojowniczych Masajach i ich kulturze. O koczowniczym trybie zycia i ich silnej wspolnocie. Po wizycie w wiosce musimy przyznac, ze wierzymy ze gdzies daleko od turystycznych szlakow zyja Masajowie wedlug swoich dawnych rytualow i tradycji. Jezeli sa sponsorowani przez wioski dla turystow to tez ciesze sie ze dolozylismy swoja cegielke. Zawsze po takiej wizycie przychodzi refleksja jak wygladalo by nasze zycie jezeli urodzilibysmy sie w innym miejscu na ziemi.